Dlaczego nie warto inwestować na giełdzie?

Zaraz, zaraz… Blog o oszczędzaniu i inwestowaniu, a tu wpis o tym, że nie warto inwestować? Czy autorzy zwariowali?

Nie zwariowali, poświęć nam jeszcze chwilę i doczytaj do końca ten tekst.

Kiedyś odwiedziłem kuzyna. Po obiedzie nasze żony zajęły się rozmową pomiędzy sobą, a my wyszliśmy przed dom, żeby zaczerpnąć świeżego powietrza.

– Słuchaj, Michał, Ty pracujesz w domu maklerskim.

– Nie do końca, a o co chodzi? – nie oczekiwałem nigdy, że moi znajomi będą pamiętali, w jakim dokładnie segmencie rynku finansowego działam, tak samo jak ja nie mogłem nigdy spamiętać, czym dokładnie zajmuje się inżynier mechatronik.

– Bo wiesz… Mam zaoszczędzonych parę złotych, jakie akcje warto kupić? Czytałem ostatnio, że CD Projekt rośnie jak szalony.

***

Nie będę relacjonował całej naszej rozmowy, ale w jej wyniku kuzyn nie kupił akcji CD Projektu. Swoje zgromadzone środki zainwestował zupełnie inaczej. Co takiego mu powiedziałem? Postaram się ująć to w kilku najważniejszych punktach:

1. Giełda to zawsze ryzyko strat.

Kiedy słyszymy, że kurs jakiejś spółki wzrósł o kilkadziesiąt lub kilkaset procent w ciągu kilku miesięcy, często wzdychamy: „Ech, gdybym pół roku temu włożył pięć tysięcy, teraz miałbym już piętnaście.”. To prawda. Ale prawdą jest również to, że w tym samym czasie bardzo wiele spółek straciło na wartości i z naszych pięciu tysięcy zostałyby do tej pory może trzy. Wahania kursów akcji są czymś normalnym. Inwestowanie (a nie spekulacja) to zawsze proces długoterminowy. Inwestując musimy pogodzić się z ryzykiem przejściowych strat. Inwestycja w akcje notowane na giełdzie (zwłaszcza w szerszy portfel), w dużym uproszczeniu, sprowadza się do zakładu na to, czy gospodarka danego kraju będzie wzrastała. W dłuższym okresie zazwyczaj jest to prawda, w krótszym – już niekoniecznie. Dlatego nigdy nie inwestuj w giełdę pieniędzy, które mogą niebawem być Ci potrzebne! Lokuj w ten sposób dopiero te środki, z których przejściowym spadkiem wartości możesz się pogodzić.

2. Informacja jest wszystkim.

W dużym uproszczeniu kursy akcji zmieniają się pod wpływem:

* trendów ogólnorynkowych i makroekonomicznych (np. spadające stopy procentowe zachęcają do inwestycji; wtedy większość spółek zyskuje na wartości),

* czynników specyficznych dla danej branży (np. wprowadzenie podatku bankowego dotknęło całą branżę finansową),

* czynników specyficznych dla danej spółki (np. pożar w zakładzie produkcyjnym)

Jako uważny obserwator rzeczywistości jesteś w stanie zaobserwować z wyprzedzeniem informacje należące do dwóch pierwszych grup. Informacje należące do trzeciej grupy są, co do zasady, informacjami podlegającymi obowiązkowemu ujawnieniu. Załóżmy, że nikt nie czyni z nich użytku w nielegalny sposób (choć oczywiście w rzeczywistości się to zdarza)

Ale nawet zakładając, że wszyscy grają uczciwie, to czy na pewno będziesz szybszy od ludzi świetnie zorientowanych w branży? Przykładowo, po awarii oczyszczalni ścieków Czajka wzmogły się kontrole państwowych służb w przedsiębiorstwach. Blady strach padł na tych, którzy działali w sposób nielegalny. Każdy zorientowany w branży o tym wiedział. Nie będzie chyba zaskoczeniem to, że notowana na NewConnect spółka zajmująca się wywozem osadów ściekowych urosła o kilkaset procent? Czy myślisz, że dasz radę poznać kluczowe informacje szybciej niż ludzie pracujący na co dzień w danej gałęzi biznesu?

I tutaj dochodzimy do kolejnego punktu:

3. Aby racjonalnie zainwestować, trzeba poświęcić sporo czasu na analizę.

Jeśli nie masz czasu śledzić informacji o interesującej cię, jako inwestora giełdowego, branży – lepiej nie kupuj. Musisz śledzić portale branżowe, komunikaty bieżące, znać daty publikacji sprawozdań finansowych (które natychmiast po publikacji analizujesz!), znać terminy dnia ustalenia prawa do dywidendy, WZA i wiele, wiele innych. Całkiem sporo jak dla kogoś, kto rynkiem kapitałowym żyje na co dzień. Dla kogoś zajmującego się nim z doskoku – duże ryzyko przeoczenia ważnej, cenotwórczej informacji, a w rezultacie – straty finansowej.

4. Polski rynek jest płytki.

Co to znaczy? Dużą gotówkę trudno ulokować na giełdzie. Spójrzmy, jakie obroty odnotowano na GPW?

https://www.bankier.pl/gielda/notowania/akcje

Wystarczy ułożyć listę według malejącego obrotu.

Przykładowego 4 lutego 2020 roku (jeszcze przed epidemią i kryzysem) obroty na 100. spółce w kolejności nie przekroczyły 20 tys. zł (a notowanych na GPW spółek jest ponad 400!). Spółką tą jest PKP Cargo – kolejowy gigant, którego IPO wzbudzało swojego czasu emocje porównywalne do debiutu giełdowego PZU czy Tauronu. Co to znaczy w praktyce? Bardzo trudno było wczoraj zbyć pakiet akcji o wartości nawet kilku tysięcy złotych bez wystawiania ich znacznie poniżej ceny rynkowej. To dodatkowy problem, o którym wielu zapomina planując inwestycję: nawet jeśli znajdziesz interesującą cię, perspektywiczną spółkę, to bardzo trudno będzie ci kupić jej akcje (o ile nie planujesz inwestycji rzędu kilkuset złotych). A jeszcze trudniej będzie ci później te akcje sprzedać, aby na nich nie stracić.

5. Wiele z pozoru atrakcyjnych spółek okazuje się niewypałem inwestycyjnym.

Petrolinvest, Hawe, Getback, ZM Kania, PBG… Za każdą z tych spółek stali znani biznesmeni, analitycy domów maklerskich wyceniali ich akcje z rekomendacją „kupuj”. Niestety, ale nie ma gwarancji, że spółka nie stanie się bezwartościowa – czy to z powodu obiektywnych czynników rynkowych i zmian w prawie, czy też niejasnych operacji wykonywanych przez zarząd i właścicieli, czy też wreszcie zwykłego pecha. Na wielu spośród tych spółek straty poniosły fundusze inwestycyjne zarządzane przez specjalistów. Skoro oni mieli pecha (lub połakomili się na obietnicę nierynkowo wysokich zysków – ale to już nieco na marginesie), to skąd pewność, że akurat Ty przejrzysz wszystkie niuanse propsektów informacyjnych i sprawozdań finansowych, aby wychwycić niepokojące sygnały mogące świadczyć o ryzyku załamaniu kursu akcji w przyszłości?

Czyli co? Tak zupełnie sobie giełdę odpuścić?

6. Inwestycja w aktywa giełdowe jest cennym składnikiem portfela inwestycyjnego – ale tylko wtedy, kiedy właściwie go zaprojektowaliśmy.

Podsumowując nasze rozważania – jeśli nie masz obycia z finansami, nie masz dobrych (i aktualnych!) wiadomości z konkretnych branż, nie masz zbyt wiele czasu na analizy – raczej nie inwestuj samodzielnie w akcje polskich spółek. Akcje jako klasa aktywów to już jednak zupełnie inny temat. Tutaj znajdziesz propozycje, w jaki sposób wykorzystać ją do budowy majątku w relatywnie bezpieczny sposób.

Czy warto pożyczać w firmach pożyczkowych?

UWAGA: ten tekst powstał jeszcze przed pandemią i w zupełnie innych warunkach działania firm pożyczkowych. Nowe regulacje spowodowały, że koszty pożyczki spadły, a ich biznes stał się o wiele mniej opłacalny. Mimo wszystko, nasze wnioski nie zmieniły się co do swojej istoty.

Żeby zacząć rozmowę o firmach pożyczkowych, powinniśmy jeszcze raz uświadomić sobie pewną, niezwykle istotna rzecz.

Bogaci ludzie niekoniecznie zarabiają dużo. Bogaci ludzie to ci, którzy zgromadzili wystarczające zasoby, żeby bez finansowych obaw patrzeć w swoją przyszłość. Którym nie grozi, że w przypadku gorszej koniunktury lub utraty źródła dochodów komornik zajmie ich majątek albo bank wystawi ich mieszkanie na licytację.

Jak działa firma pożyczkowa?

Nie posiadasz kapitału. Firma pożyczkowa posiada kapitał. Pozyskała go albo ze środków właściciela, albo zaciągając dług. Oprocentowany, przykładowo według stopy WIBOR (WIBOR 3M wynosi ok. 1,7% w momencie pisania tekstu) + marża, przykładowo 5%. Razem, niecałe 7%. Teraz chcą wynająć swój kapitał Tobie. Za, przykładowo, 100% w skali roku. Różnica pomiędzy 100% a 7% to ich marża. Pokrywają nią koszty windykacji niespłaconych pożyczek, strony internetowej, pracowników… I całkiem sporo zostaje na ogół właścicielowi.

A zatem – czy chcąc być bogatym, powinieneś korzystać z oferty firm pożyczkowych?

NIE. Po prostu nie. I nawet trudno jest mi wyobrazić sobie sytuacje, w których doradzałbym pożyczkę w takim miejscu. Dlaczego? To bardzo proste.

Za udzieloną pożyczkę płacisz bardzo słono. Skoro w tej chwili nie stać Cię, aby za daną rzecz zapłacić 1000 zł, to czy stać Cię, aby za pół roku kupić ją za 1500 zł? Z pewnością nie. Przyspieszenie wymarzonego zakupu o kilka miesięcy za tak wysoką cenę (a nie liczymy tutaj kosztów niemierzalnych, czyli chociażby stresu związanego z posiadaniem długów!) nie jest tego zwyczajnie warte.

Ale przecież pierwsza pożyczka jest w wielu firmach darmowa!

Myślisz, że dlatego, że chcą pomagać ludziom, czy dlatego, że im się opłaca?

Oczywiście, że to IM się opłaca.

Wiedzą, że klient, który do nich trafia, ma na ogół mniejsze lub większe problemy ze zrównoważeniem budżetu. I wiedzą, że pierwsza darmowa pożyczka zachęci do kolejnych i kolejnych, na których zarobią już pokaźne pieniądze. Zapraszają klienta do gry, w której jeden błąd może kosztować ogromne sumy.

Może najlepiej po prostu nie zaczynać tej gry?

Ale zaraz! Przecież jest ustawa antylichwiarska! Te pożyczki nie mogą być aż takie drogie!

Otóż mogą. Jak zwykle branża jest o krok przed ustawodawcą. Owszem, teoretycznie koszty pożyczki konsumenckiej zostały ograniczone (w pewnym uproszczeniu) do 55% w skali roku i 100% wartości pożyczki w całym okresie jej trwania (obecnie, po wprowadzeniu tarczy antykryzysowej, jest to jeszcze mniej: odpowiednio 21% i 45%). Nikt jednak nie zabroni sprzedawać razem z pożyczką obowiązkowego ubezpieczenia na życie, które kosztuje klienta dodatkowo, zawiera tak wiele wyłączeń, że w praktyce nie ubezpiecza przed niczym, ale za to winduje rzeczywisty koszt pożyczki (czyli tzw. RRSO, realną roczną stopę oprocentowania) do kilkuset procent w skali roku. A zatem – choć w istocie zmiany legislacyjne znacznie poprawiły sytuację pożyczkobiorców, to nie wyeliminowały podstawowego problemu. Czyli tego, że pożyczki są horrendalnie drogie i drenują kieszenie osób, które je zaciągają.

A co jeśli znajduję się rzeczywiście w sytuacji bez wyjścia?

Przygotuj się na nią z wyprzedzeniem gromadząc finansową poduszkę bezpieczeństwa. Jeśli to się nie udało lub poduszka się wyczerpała – poszukaj możliwości dodatkowego zarobku, sprzedaj niepotrzebne rzeczy, pożycz od rodziny lub znajomych (spisując oczywiście umowę, aby uniknąć niedomówień). Pożyczanie na wysoki procent to naprawdę ostatnia rzecz, po którą powinieneś sięgnąć! Nie dość, że za kilka tygodni czy miesięcy będziesz musiał wygospodarować o wiele większe środki, niż pożyczyłeś, to jeszcze, w przypadku gdyby powinęła Ci się noga, Twój dług zacznie lawinowo narastać. Relatywnie niewielka pożyczona kwota niebawem urośnie do monstrulanych rozmiarów. A dalej? Spirala długów, komornik, upadłość konsumencka.

Myślę, że dla wszystkich czytelników, którzy dotarli do tego momentu jest to już oczywiste, ale podkreślę dla pewności. NIGDY nie zaciągaj chwilówki na spłatę innej chwilówki. Po prostu nie.

Trochę o klientach. Kim są i na co pożyczają?

Pierwsza, zasadnicza sprawa. To są normalni, przeciętni ludzie. Nie bardzo biedni (średni dochód klienta jednego z wiodących pożyczkodawców wyniósł w 2017 r. nieco ponad 4000 zł, ale na ogół biedniejsi niż klienci banków. Całkiem logiczne – banki pożyczają pieniądze taniej, więc stawiają wyższe wymagania wiarygodności kredytowej swoich klientów.

Na co są wydawane pieniądze z pożyczek? Tutaj statystyka brzmi niepokojąco. Wśród najczęstszych celów finansowania wymieniane są remont mieszkania, zakup środka transportu, wyjazdy wakacyjne czy wydatki związane z organizacją świąt. Co właściwie jest tak niepokojące? To, że KAŻDY z tych wydatków jest możliwy do przewidzenia i zabezpieczenia się przed nim finansowo. Wakacje i święta są co roku o tej samej porze – można odkładać na nie co miesiąc stałą, niewielką kwotę – będzie taniej, niż pożyczać… Mieszkanie zwykle też „dojrzewa” do remontu przez dłuższy czas, podobnie samochód daje wcześniej wiele oznak, że zbliża się czas jego wymiany. Zastanów się nad tymi tematami, tak abyś nie był zaskoczony w tym roku, że nadszedł grudzień i sezon kupowania bożonarodzeniowych prezentów. Warto zacząć o nich myśleć dużo wcześniej, może nawet teraz?

Źródła:

https://newsrm.tv/blog/komunikat-pr/pozyczaja-polacy/

Czy w takim razie firmy pożyczkowe nie powinny istnieć?

Tego nie mówię. Nie wykluczam, że mogą przydarzyć się absolutnie wyjątkowe sytuacje, w których będą dla kogoś jedynym ratunkiem. I w takich sytuacjach lepiej, że pożyczki udzieli firma, która przynajmniej teoretycznie działa zgodnie z prawem, a nie tzw. chłopcy z miasta. Absolutnie wyjątkową sytuacją nie jest remont ani zepsuta pralka. To jest codzienne życie z codziennymi wypadkami losowymi.

Czy państwo powinno zaostrzać przepisy regulujące działalność firm pożyczkowych, nawet kosztem wyeliminowania z rynku niektórych z nich?

Państwo właśnie to zrobiło, zatem dalszy wywód jest właściwie niepotrzebny, skoro i tak wkrótce przekonamy się, jak zmieniła się sytuacja na rynku. Jako gospodarczy liberał, powinienem powiedzieć, że mniej ograniczeń to zawsze lepiej. Jednak przez lata pracy w doradztwie poznałem niektóre tajemnice tej branży i ludzi, którzy za nią stoją. Wydaje mi się, że szkoda, którą poniesiemy jako społeczeństwo w sytuacji, gdy chłopak uzależniony od internetowego hazardu nie będzie miał łatwego dostępu do gotówki bez wychodzenia z domu, nie są, oględnie mówiąc, zbyt wysokie. Oczywiście, można powiedzieć, że trudniejszy dostęp do legalnych pożyczek wypchnie go do szarej strefy, a państwo utraci wpływy z podatków. Sądzę jednak, że zadłużanie się ponad miarę będzie trudniejsze, a efektywne wykorzystanie zasobów poprzez przekazanie ich firmom pożyczkowym to mrzonka – najzwyklejszy transfer pieniędzy od bardzo biednych do bardzo bogatych.

Prywatna tarcza antykryzysowa – gdzie szukać oszczędności?

Pomysł na tego bloga dojrzewał u nas od kilku miesięcy. Pierwsze teksty zaczynaliśmy pisać już wtedy. Mieliśmy przemyślane, jak zaczniemy, które teksty pojawią się najpierw, a które później. Jednak w międzyczasie świat się zmienił. Pandemia, oprócz oczywistych konsekwencji zdrowotnych i społecznych, będzie też miała skutki ekonomiczne (tutaj i tu odsyłam do tekstów Arkadiusza, który temat opisywał od samego początku).

Co to ma wspólnego z finansami osobistymi? Wszystko. Kryzys gospodarczy, który nieuchronnie wystąpi w najbliższych miesiącach, będzie oznaczał dla wielu z nas zmiany – zwykle zmiany na gorsze. Nie dostaniemy podwyżki, na którą liczyliśmy, nasze wynagrodzenie zostanie obniżone, być może stracimy pracę. Dlatego, zamiast pisać o oszczędzaniu na emeryturę i gromadzeniu kapitału, skupimy się najpierw na tym, co choć nieprzyjemne, może okazać się niebawem niezbędne. Tniemy koszty.

Ale ja nie mam z czego ciąć! Pewnie wielu z Was tak pomyślało. Na pewno? Przejrzyjmy zatem pozycje, które potrafią niepostrzeżenie zjeść każdy, nawet całkiem pokaźny, domowy budżet. Wiadomo, że warto zacząć od tych największych, aby nasze działania były efektywne. Dla większości z nas to opłaty za mieszkanie, samochód, żywność, odzież. O ile zmiana mieszkania na takie, które generuje niższe koszty nie jest bardzo szybka ani łatwa, to w pozostałych kategoriach możemy śmiało zacząć działać:

  1. Odsetki od pożyczek. Szczególnie zjadliwe są tutaj chwilówki. Jeśli masz z czego – spłać je czym prędzej, bo będą drenować Twój budżet jeszcze przez długie miesiące! O chwilówkach (i o tym, dlaczego korzystanie z nich to zły pomysł) przeczytacie w tekście za kilka dni.
  2. Opłaty stałe. Nie, nie chodzi mi o to, żebyś przestał płacić za prąd (choć nie zaszkodzi puszczać pranie dopiero wtedy, kiedy kosz się zapełni, czy wyłączać telewizor, gdy nic akurat nie oglądasz). Zastanów się, ile niewielkich abonamentów i subskrypcji masz wykupionych? Netflix? Spotify? Linkedin Premium? Subskrypcja na PlayStation? Karnet na siłownię, na której byłeś trzy razy? Pakiet sportowy w kablówce? Jak często tak naprawdę korzystasz z tych usług? Warto im się przyjrzeć. A naprawdę skutecznym sposobem jest zablokowanie karty kredytowej, której numer podawałeś we wszystkich tych miejscach. A skoro o kartach kredytowych mowa…
  3. Opłaty bankowe. Czy wiesz, ile płacisz miesięcznie za konto? A za kartę do rachunku? A za ubezpieczenie karty kredytowej? Jeśli nie, sprawdź czym prędzej. Kiedy sprawdziłem te koszty u siebie jakiś czas temu, zmieniłem w ciągu miesiąca bank i zaoszczędziłem kilkaset złotych rocznie.
  4. Drobne wydatki na mieście. W czasie narodowej kwarantanny ta pozycja wykasuje się samoistnie. Kiedyś jednak prawdopodobnie wrócimy do bardziej lub mniej normalnego życia. Wtedy warto zwrócić uwagę na takie pozycje, jak kawa w Starbucksie czy innej Costa Coffee (niezbyt smaczna według mnie, za to droga – każda wizyta to minimum kilkanaście złotych; a przecież niektórzy zaglądają do kawiarni codziennie w drodze do pracy!), kanapki w piekarniach lub u dostawców cateringu (moim klientem była kiedyś duża sieć piekarni; kanapki to najwyżej marżowe produkty w ich asortymencie), cola z automatu. Nie zrozumcie mnie źle – nie mówię, że powinieneś zemdleć z głodu w autobusie, byle tylko nie kupić kanapki za 7 zł. Mówię za to, że jeżeli codziennie w drodze do pracy kupujesz kanapkę za 7 zł i kawę za 15 zł, to w ciągu miesiąca wydajesz już kilkaset złotych. Gdybyś śniadanie zjadł w domu, wyszłoby o wiele taniej. Wydatki na drobnostki są zdradliwe z dwóch powodów: pojedynczo są niskie (więc nie odczuwasz ich wpływu na swój portfel), a dodatkowo nie przynoszą trwałej satysfakcji (więc nie masz wrażenia, że poprawiłeś swoją sytuację długoterminową). Gdybyś te 400 zł wydane w ciągu miesiąca na kawę i bułkę przeznaczył na jedno wyjście do dobrej knajpy na stek i wino, zapewne pamiętałbyś to wydarzenie znacznie dłużej i miał z niego o wiele więcej satysfakcji.
  5. Przegląd posiadanych rzeczy. I sprzedaż tych, których nie używasz, a czasem nawet już nie pamiętasz, że je masz. Do budżetu wpadnie kilka złotych, a przy okazji oszczędzisz sporo miejsca w szafach. Gdy planowaliśmy przenieść się do naszego obecnego mieszkania, zrobiliśmy wcześniej całkiem pokaźną wystawę na znanym portalu z ogłoszeniami. O dziwo, prawie wszystko znalazło nabywcę (nawet stara lornetka!), a my mieliśmy przynajmniej jeden kurs mniej przy przeprowadzce.
  6. Samochód. Temat – rzeka. Jeśli już go masz i generuje wysokie koszty – być może staniesz w obliczu decyzji o jego zmianie na bardziej ekonomiczny model. O samochodach również porozmawiamy w osobnym wpisie.
  7. Imprezy. Tutaj już wiele zależy od Twoich indywidualnych preferencji i stylu spędzania czasu. Wiem po prostu, że w tej pozycji bardzo łatwo stracić kontrolę, zwłaszcza jeśli obracasz się w mocno imprezowym kręgu znajomych. Słyszałeś pewnie opowieści o piłkarzach i celebrytach wydających setki tysięcy złotych w jeden wieczór? Na mniejszą skalę uda się to zrobić każdemu – kilka drinków czy szampan (przecież nie tylko dla siebie, ale też dla koleżanek!) w odpowiednio modnej knajpie – i już portfel chudnie o kilkaset złotych.
  8. Wakacje. Teraz na szczęście nie mamy tego problemu, bo spędzimy je wszyscy w domach! 😊 Kiedy jednak epidemia ustanie, to przy planowaniu wypoczynku przestrzeń do zwiększenia lub ograniczenia wydatków jest naprawdę duża. Kiedyś podpytywałem mojego bardziej rozrzutnego kolegę o plan wyprawy do Azji Południowo-Wschodniej. Pokazał mi excela, gdzie zapisywał wszystkie wydatki, żeby rozliczyć wyjazd ze swoimi znajomymi. Kwota mnie nieco zaszokowała. Gdy później wróciłem z bliźniaczo podobnej wyprawy, okazało się, że wydałem połowę mniej. Loty kosztowały nas identycznie. Czym zatem się różniliśmy? Właściwie… wszystkim innym. My zamiast w sieciowych hotelach, spaliśmy w lokalnych pensjonatach, wyszukiwanych zresztą na miejscu. Zamiast taksówek, korzystaliśmy z rozklekotanych autobusów z niedomykającymi się drzwiami. Zamiast drinków w beach barze, popijaliśmy mleko kokosowe z orzechów sprzedawanych przy ulicach. Miałem wrażenie, że nie bawiliśmy się ani odrobinę gorzej, za to doświadczyliśmy więcej interakcji z lokalnymi mieszkańcami, a nasze opowieści z podróży były nieco barwniejsze niż jedynie narzekanie na temperaturę wody w hotelowym basenie.
  9. Odzież. Nie będziemy udawali, że znamy się na modzie i okazyjnych zakupach ciuchów. Możemy doradzić jedno. Galerie handlowe od kilku tygodni są zamknięte. Sieciowe sklepy, zwłaszcza polskie, walczą o przetrwanie i ratują płynność finansową. Właśnie w tej chwili jest dobry moment na większe zakupy, oczywiście przez internet. Gdybym jeszcze pracował w doradztwie, pewnie do tej pory kupiłbym już ze dwa garnitury – na szczęście nie noszę ich już prawie wcale. A co po epidemii? Recepty są proste i mało odkrywcze: outlety, sklepy z odzieżą używaną, zakupy podczas wyprzedaży sezonu (zwykle styczeń i lipiec). No i oczywiście pewien minimalizm przy zakupach.
  10. Zakupy spożywcze. To naprawdę ostatnia kategoria, w której należy szukać oszczędności. To, co jemy, wpływa bezpośrednio na nasze zdrowie. A ono w czasie pandemii jest naprawdę najważniejsze. Jedyne, co można tutaj zasugerować – może warto kupić większy zapas produktu podczas promocji? Pomoże nam to również uniknąć walk o cukier i papier toaletowy, których całkiem niedawno byliśmy świadkami, a może i uczestnikami. Co jeszcze? Na pewno warto zrezygnować, a przynajmniej ograniczyć fast food i używki. Nie dość, że drenują portfele, to oprócz oczywistego niekorzystnego wpływu na nasze zdrowie, mogą stanowić dodatkowy czynnik ryzyka przy zachorowaniu na Covid-19 (więcej informacji na przykład tutaj: https://www.globalhealthnow.org/2020-03/hold-quarantinis-alcohol-and-novel-coronavirus-might-not-mix).

Czy macie jeszcze jakieś pomysły na rozsądne oszczędności w domowym budżecie? Podzielcie się nimi w komentarzach!

Tajemnicza Historia Mariusza z Bogatkowa

Tak Mariusz z Bogatkowa nie wyglądał!

Jego śmierć zaskoczyła mieszkańców Bogatkowa. Może nie tyle sam zgon, bo Mariusz miał już swoje lata, ale majątek, jaki zostawił po sobie. Tylko wyobraźcie sobie: milion dla wnuków i drugi dla parafii oraz na założenie fundacji przyznającej stypendia sportowe i naukowe dla dzieci z ubogich rodzin!

Skąd on miał tyle pieniędzy? Przecież niczym się nie wyróżniał, ot, typowy lokalny rzemieślnik-przedsiębiorca. Nawet auta porządnego sobie nigdy nie sprawił, tylko jeździł używanymi golfami na diesla. Owszem, mieszkał w ładnym domu, ale rezydencja to to nie była. Typowa podmiejska zabudowa. Zresztą, mieszkał w tej samej chałupie chyba ze 30 lat. A po świecie to w ogóle nie podróżował, raz chyba był tylko za granicą, zresztą na pielgrzymce w Fatimie.

 Nie, Mariusz nie zachowywał się jak bogacz. Nie wyglądał też na niego. Nie żeby chodził niezadbany, zawsze schludnie się ubrał, najczęściej to nawet w garniturze się pokazywał, ale on chyba ciągle w tym samym chodził, w ogóle nie dbał o modę, o styl. W gadżetach też nie gustował; zegarek, owszem, nosił, ale jakiś stary nakręcany model po ojcu zamiast kupić sobie jakiegoś porządnego smartwatcha!

Nie, Mariusz nie mógł być tak majętny i samemu odłożyć tych pieniędzy. W Bogatkowie wciąż o tym się rozmawia, niektórzy nawet podejrzewają, że on chyba te pieniądze jakoś ukradł, zachachmęcił. No bo jak on mógł tyle odłożyć!? Z czego, przecież nie z tego jego zakładu stolarskiego! No zlecenia to Mariusz miał, bo zawsze wszystko porządnie robił i na czas, ale to nie taki biznes, aby taki pieniądz odłożyć! Prowadził niewielki zakład, a nie hotel czy kasyno!

***

Dopiero po pewnym czasie wyszło na jaw, że Mariusz był tzw. cichym milionerem. To znaczy kimś, kto nie chwali się swoim majątkiem, tylko go mądrze używa. Kimś, kto nie szasta pieniędzmi tu i teraz, ale myśli o przyszłości. Kimś, kto nie żyje ponad stan, ale systematycznie oszczędza oraz inwestuje. Kimś kto wiedzie skromne, ale satysfakcjonujące życie. Kimś, kto jest bogaty, a nie kimś, kto zachowuje się jak stereotypowy bogacz.

Ten stereotyp nie ma zresztą nic wspólnego z byciem zamożnym. Drogie auta, olbrzymie wille z basenem, kosztowne gadżety – to nie bogactwo, to tylko rzeczy mające sygnalizować wysoki status materialny. Ale coś Ci powiem: nie trzeba ich mieć, aby być bogatym. Chcesz być bogaty czy tylko wyglądać na bogatego?

Zresztą zdradzę Ci tajemnicę: możesz mieć drogie auto już teraz, niemalże od ręki! Wystarczy, że weźmiesz pożyczkę w banku, firmie pożyczkowej albo od chłopaków na mieście i voilà! Ale czy to sprawi, że staniesz się bogaczem? Przeciwnie! Twój majątek netto nie powiększy się w ogóle. A odsetki od długu i szyba utrata wartości samochodu (już w momencie wyjechania z salonu) wepchną cię szybko w tarapaty finansowe.

Musisz podjąć decyzję. Jeśli zależy Ci na statusie, na błyskotkach, na uznaniu znajomych, których w sumie nie lubisz, to nie czytaj tego bloga. Weź pożyczkę i kup sobie auto, na które Cię nie stać, i szpanuj przed znajomymi, których nawet nie szanujesz.

Ale jeśli interesuje Cię droga do prawdziwego bogactwa, która nie będzie ani błyskawiczna, ani łatwa, to zapraszamy do lektury! Na łamach tego bloga znajdziesz nie tylko ogólne podejście do finansów osobistych, ale także wiele praktycznych wskazówek, jak mądrze ciąć wydatki, powiększać dochody i pomnażać swój majątek na drodze do finansowej niezależności.